Wspieram

Znajdź nas na:

Co wspólnego mają ze sobą Matejko, NFT i wirtualna galeria sztuki?

Proces twórczy od zarania dziejów jest taki sam. Pomysł rodzi się w głowie, a następnie przy pomocy barw, dźwięków lub słów jest przelewany z umysłu do świata śmiertelników. Dotychczas technologia wspierała twórców, dostarczając przede wszystkim narzędzi pozwalających im tworzyć niespotykane wcześniej rzeczy, jak choćby animację 3D. Brakowało jednak metod ich skutecznej sprzedaży, zwłaszcza jeżeli chodzi o rzeczy unikalne i niepowtarzalne, takie jak obrazy. Do niedawna. 

 

Jak więc skutecznie monetyzować swoje dzieła w świecie wirtualnym, a także wprowadzić ludzi w swój świat jeszcze bardziej i sprzedawać obrazy w wirtualnej galerii sztuki? Dla pobudzenia wyobraźni podkreślmy, że poniższą grafikę sprzedano za 3 miliony dolarów amerykańskich.

 

Rysunek 1. Źródło: https://boredapeyachtclub.com/#/

 

Jak kreowana jest wartość sztuki?

 

Przede wszystkim, trzeba przyjrzeć się czynnikom, które nadają dziełom sztuki wartość. Malarzami nie jesteśmy, więc nie będziemy poruszali tutaj technicznych detali. Moglibyśmy wręcz się kłócić, że nie odgrywają one aż tak dużej roli, bo sztuka jest relatywna i inaczej interpretowana przez każdego. Skupimy się bardziej na psychologii kreowania wartości. To, co przede wszystkim nadaje wartość sztuce to artysta, który ją stworzył – własność i możliwość udowodnienia, że konkretne dzieło sztuki jest oryginalne i autentyczne. Dla lepszego zobrazowania posłużymy się przykładem Mona Lisy. Możemy mieć masę bardzo dobrych falsyfikatów, które technicznie niczym nie odbiegają od oryginału, a są sprzedawane za parę dolarów. Co sprawia, że oryginał jest bezcenny, a identyczna kopia jest tania i ogólnodostępna? 

 

Cóż, przede wszystkim fakt, że oryginalna Mona Lisa, a włoska Gioconda, została namalowana przez Leonarda da Vinci – jak na swoje czasy pioniera i jednego z najwybitniejszych umysłów w historii ludzkości. Dlaczego ktoś miałby więc być potencjalnie chętny zapłacić za nią niewyobrażalne sumy? Ano dlatego, że będzie w posiadaniu oryginału dzieła sztuki spod pędzla wizjonera. A skąd wie, że dany “okaz” jest oryginałem? W przypadku fizycznych dzieł sztuki, najczęściej dzięki organizacjom, które specjalizują się w uwierzytelnianiu takich informacji.

 

Więc dlaczego jest ona tyle warta? Ponieważ “Gioconda jest tylko jedna” – namalowana przez mistrza i gdyby nie fakt, że wisi w Luwrze i pozostaje własnością rządu Francji, mogłaby być w posiadaniu tylko i wyłącznie jednej osoby, która byłaby w stanie dowieść, że ta Mona Lisa to rzeczywiście TA Mona Lisa.

 

Dlaczego więc wirtualne obrazy nie osiągały tak wysokich cen? Dotychczas wirtualna sztuka borykała się ze wszystkimi trzema wcześniej wymienionymi wyzwaniami. Każdy mógł po prostu zrobić zrzut ekranu albo zapisać obrazek. Przechowywanie cyfrowych eksponatów na zabezpieczonych i niedostępnych serwerach mijało się z celem, bo wtedy nikt nie mógłby jej zobaczyć. Nie było możliwości ustalenia, że dany egzemplarz rzeczywiście pochodzi od konkretnego artysty. A o własności nie było już mowy. Jak można bowiem być właścicielem czegoś, co każdy, komu to pokażesz, może sklonować w ciągu zaledwie kilku sekund?

 

Wszystko zmieniło się wraz z wynalezieniem technologii blockchain, a konkretnie NFT – Non Fungible Token, czyli niewymienialnych, unikalnych tokenów. Techniczne szczegóły jej działania nie są tutaj aż tak istotne, ważne są bowiem rezultaty. Technologia blockchain zapewnia nam niewiarygodne bezpieczeństwo – możemy być wręcz pewni, że nikt tu nic nie zatuszuje ani nikt nie da rady jej zhakować. Zapewnia również transparentność – w każdym momencie możemy mieć wgląd do wszystkiego co się dzieje, łącznie z całą historią transakcji, czyli akcji podjętych na blockchainie. Pozwala również na identyfikację użytkowników, która może, ale nie musi być w pełni anonimowa. To wszystko daje nam możliwość na nowo nadać naszej sztuce wartość.

 

Spójrzmy teraz jeszcze raz na wymienione wcześniej czynniki kreowania wartości i przyrównajmy je do NFT. Twórca, “podpisuje” wirtualną sztukę, swoim adresem, którego nie da się w przyszłości zmienić, więc bez problemu można stwierdzić kto jest autorem . Co więcej – nie ważne, ile razy dane dzieło zmieni swojego właściciela, dzięki transparentności blockchainu zawsze będziemy w stanie jednoznacznie zidentyfikować oryginalnego twórcę. Pozbywamy się również problemu braku oryginalności, jeżeli nawet ktoś zrobi printscreen naszego pliku, będzie posiadał tylko nędzną kopię hasłowej Mona Lisy, ponieważ jej właścicielami – co udowadnia NFT – jesteśmy my. Dochodzimy też tutaj naturalnie do zasady własności, może być jeden prawowity właściciel. Tym samym odhaczamy trzeci i ostatni czynnik budowania wartości. 

 

Tworzenie wirtualnego wernisażu

 

Czas na wisienkę na torcie – stworzenie wirtualnego dzieła sztuki to jedna strona medalu, ale drugą ważną kwestią jest jego odpowiednia ekspozycja. W realnym świecie wynajmujemy lokal, wieszamy tam swoje obrazy, nadajemy odpowiedni nastrój przez oświetlenie i dekorację. Musimy jednak stawić czoła kilku wyzwaniom, jak choćby koszty. Ograniczamy też ekspozycję do jednego miejsca na świecie, no i nie przeskoczymy zasad fizyki czy matematyki… A co jeśli stworzylibyśmy naszą galerię w wirtualnej rzeczywistości, tak jak pokazano poniżej?

 

 

Takie rzeczy się już dzieją i ludzie zarabiają na tym ogromne pieniądze. Przykładem projektu, który łączy technologię blockchain z wirtualną rzeczywistością, jest Metaverse tworzony przez niejakiego Zuckerberga czy projekt Decentraland pozwalający na wynajęcie galerii sztuki i sprzedaży tam swoich obrazów.

 

 

Co więcej, użytkownicy są w stanie od razu zakupić dane dzieła sztuki i zrobić z nimi to, co chcą, ale jednocześnie nie są w stanie ani ich ukraść, ani zniszczyć.

 

I tutaj wchodzimy my, ubrani cali na biało w Mateico koncentrujemy się właśnie na tym. Budujemy platformę, na której będzie można w prosty sposób tworzyć i sprzedawać swoje wirtualne eksponaty w postaci NFT, a także cyfrowe galerie, gdzie będziecie mogli je wystawiać. Chcemy dać szansę utalentowanym i ciężko pracującym artystom na uwolnienie ich potencjału artystycznego poprzez wykorzystanie pełni możliwości technologicznego świata i na możliwie jak największe zarobki, bo koniec końców – sztuki do garnka nie włożysz.

 

#StayTuned