Wspieram

Znajdź nas na:

Artyści sceny muzycznej i NFT – dlaczego to się opłaca?

Często wydaje się nam, że bycie artystą to super biznes. Dochód pasywny z tantiem, tłumy fanów pod sceną, siedzenie w studiu i tworzenie muzyki w dobrej atmosferze. Żyć nie umierać. Rzeczywistość jednak w większości przypadków odbiega od takiego obrazu. Wpływa na to fakt, że produkcja wysokiej jakości muzyki jest kosztowna, a sama branża muzyczna jest dość zmonopolizowana. Mamy więc ekosystem, w którym artystów jest od groma, a wytwórni tylko parę. Skomplikowane kontrakty często wprowadzają realne restrykcje na pracę kreatywną artysty i potrafią go przyprawić o niemały ból głowy. Przypomina to trochę pakt z diabłem. Jakie nadzieje na poprawę sytuacji daje muzykom NFT?

 

Złota klatka w zamian za (obiecany) hajs?

 

Branża muzyczna jest szczególnie krwiożercza dla artystów. Aby zacząć zarabiać z muzyki, trzeba poświęcić bardzo dużo czasu i energii na twórczość, a do tego znać się na negocjacjach, grać na wszystkich możliwych gigach, być dobrym w social media, pokazywać się wszędzie gdzie to możliwe itd. W taki sposób spirala absurdu zatacza koło, ponieważ wychodzi na to, że muzyk to jednoosobowa skomplikowana działalność gospodarcza, co zresztą często pokrywa się z prawdą.

 

Na ratunek przychodzą wielkie korporacje, to znaczy wydawnictwa czy tzw. “labele”. Na pierwszy rzut oka mogą wyglądać jak zbawienie. Wielkie pieniądze, promocja, dystrybucja, znajomości, negocjacje, wszystkie te rzeczy zostają zdjęte ze strudzonych barków muzyka, pozwalając mu skupić się na tym, co kocha najbardziej, czyli muzyce. Mamy nadzieję, że wyczuwacie tutaj nutkę ironii. Popatrzmy na to z biznesowego punktu widzenia. Skoro wielkie wytwórnie zapewniają muzykom wszystko, co potrzebne, to właśnie muzycy i ich twórczość są w tym scenariuszu produktem. Tutaj pojawia się jednak sprzężenie, bo o ile mamy zapewnione granie, dopływ gotówki, dystrybucję, o tyle nasz sukces nigdy nie jest gwarantowany. 

 

Gdyby jednak nie wyszło i nie trafi się do mainstreamu, sytuacja może się skomplikować. Kontrakty bardzo często są skonstruowane tak, że przenoszą 100% praw autorskich na wytwórnie przez określony czas, np. 3 lata. Dodajmy do tego wszystkiego politykę wytwórni, która może dyktować muzykowi, do jakich odbiorców ma trafiać, czy może przeklinać, gdzie zagra, a gdzie nie będzie mógł wystąpić i powstaje przepis na artystę, który myśli że złapał Pana Boga za nogi, a tak naprawdę wpędził się do grobu kariery. Historia pełna jest bardzo obiecujących artystów, którzy poszli na taki układ i cóż… słuch o nich zaginął, ponieważ przez parę lat blokowały ich kontrakty, a w branży show-biznesu “Twoje 5 minut” przemija bardzo szybko.

 

Kilku szczęśliwców

 

Istnieje też inna droga. Nie potrzebujesz wydawcy – jeżeli sam nim zostaniesz.

 

 

W dzisiejszym świecie udaje się to tylko niektórym twórcom. Są to tak zwani muzycy bez żadnego “labela”, czyli działający na własną rękę. Oczywiście w dalszym ciągu muszą dogadywać się z firmami, kiedy chcą np. rozdystrybuować płytę do sklepów, ponieważ dochodzi  do tego wiele logistycznych aspektów. Posiadają jednak coś bardzo cennego – wolność. Wolność w kwestii tego, gdzie chcą grać, jaką muzykę chcą tworzyć czy do kogo chcą trafiać.

 

Jak to się dzieje? Oczywiście dzięki internetowi. Czym większy rozgłos zdobywa muzyk, tym więcej asów ma w rękawie. W dzisiejszym świecie nie trzeba wcale dołączać do ogromnej wytwórni, wystarczy mieć łeb na karku. Zamiast managera z wytwórni, można dogadać się z freelancerem, który ogarnia takie rzeczy równie dobrze. To samo można zrobić z innymi osobami potrzebnymi w procesie. Musimy pamiętać, że żyjemy w czasach gdzie bardzo dużo można zdziałać samemu, albo oddelegować część zadań, nie sprzedając przy tym duszy. Artyści, którzy sami zostają własnym “labelem”, są tego świetnym przykładem.

 

Władza wraca w ręce muzyka

 

Nie zmienia to faktu, że muzycy wciąż muszą włożyć bardzo dużo wysiłku, żeby zacząć zbierać żniwa swojej pracy. Promocja płyty, dystrybucja i sprzedaż dotychczas wiązały się z dużymi kosztami i zobowiązaniami. Nikt nie będzie przecież produkował i dystrybuował 500 sztuk płyt, ponieważ najzwyczajniej w świecie jest to biznesowo nieopłacalne.

 

A gdyby tak zmienić status quo i żyć z muzyki na fajnym poziomie, mając jedynie 500 fanów?

 

Panie i Panowie, powitajmy na scenie NFT.

 

Od Artysty do Fana

 

Dzisiejszy świat uwielbia pośredników, tak naprawdę znajdziemy ich w każdej dziedzinie. Nie negując ich wartości, są jednak miejsca, w których nie są potrzebni. W muzyce artyści mogą ominąć ich dzięki wykorzystaniu NFT – przeskakując cały łańcuch i trafiając prosto do klienta, czyli swojego fana. W taki sposób muzyk może zostawić dla siebie całość zebranej kwoty, fan otrzyma jego nowy album i każdy jest zadowolony (za wyjątkiem wytwórni).

 

Oprócz najbardziej oczywistego zastosowania NFT w muzyce, jakim jest właśnie dystrybucja albumów, gama produktów do zaoferowania jest ogromna. Artyści mogą sprzedawać bilety na swoje trasy w formie NFT, uczynić niektórych fanów super-fanami i zagwarantować im wejście na backstage podczas danej trasy czy też nasz personalny faworyt – pozyskać kapitał na następny album, sprzedając NFT reprezentujące udziały w następnym albumie. Działa to w taki sposób, że artysta, chcąc zebrać środki potrzebne do stworzenia nowego albumu, sprzedaje NFT, które następnie gwarantują określony procent udziału w ogólnym zysku. Jest to super rozwiązanie, bo nie dość, że fani wspierają swoich idoli, jednocześnie mogą wziąć udział w podziale tortu, przy tym jeszcze bardziej przywiązując się do danego artysty. 

 

Win-win.

 

Podsumowanie

 

Branża muzyczna przez lata była zmonopolizowana i trudno się temu dziwić. Nakłady wymagane na produkcję profesjonalnych teledysków i samej muzyki są ogromne. Kontrolując większość aspektów pracy muzyka, wytwórnie mogą maksymalnie zminimalizować ryzyko projektu. Nie jest to jednak ukłon w stronę artysty, ponieważ w takim układzie staje się on produktem i musi dostosować swoją kreatywność do wymogów rynkowych tak, żeby osiągnąć założone cele, zarówno komercyjne, jak i wizerunkowe. NFT odbiera władzę wytwórniom i oddaje ją w ręce artystów, którzy dzięki temu mogą trafiać bezpośrednio do swoich fanów i zarobić więcej pieniędzy, dostarczając dokładnie taką samą, albo i większą wartość fanom. W Mateico również pracujemy nad rozwiązaniami pozwalającymi na sprzedaż swoich nagrań audio i interakcji z fanami. Jeżeli jesteś muzykiem i zainteresował Cię dzisiejszy temat, zapraszamy do aktywnego śledzenia naszego postępu. Dajemy z siebie wszystko.

 

Make artists free again #Mateico